Kursik freedivingu zrobiliśmy na Gili Islands obok Lomboku. Mąż zszedł za pierwszym razem na 12 metrów w dół (wow!), a ja utknęłam na 6m walcząc z ciśnieniem w uszach. Niesamowite jest to, że największym ograniczeniem pod wodą jest Twój umysł. Tlenu masz jeszcze cho cho i można spokojnie schodzić niżej. Ja tylko muszę rozćwiczyć membranę w uszach i wszystkie wraki japońskich statków przy Filipinach będą nasze! I to bez wielkich butli z tlenem i całego sprzętu. Własnie freediving jest taki piękny, że schodzisz na własnym powietrzu i wypływasz kiedy chcesz i tak szybko jak chcesz. Możesz tez latać tuż przed i tuż po freedivingu. Możesz generalnie wszystko.
Parę fotek z Gili:
No filter, no photoshop! Można nurkować:)
Wyspy Gili to trzy maleńkie wysepki przy wyspie Lombok na które płynie się 10min speedboatem z resztą turystów za paręnaście dolarów albo 20-30min starą łupiną za paręnaście centów, na której lokalna ludność transportuje jajka, banany i inne frukty. Wybór był oczywisty...
... choć tę lokalną łódkę trudno namierzyć, bo po drodze do portu mijasz miliard naganiaczy, którzy twierdzą, że transport lokalny dziś nie chodzi, ale na szczęście "jego best friend ma łódkę i nas zawiezie". Jak już dobijesz do portu to trafiasz na obdrapaną budę, która doskonale imituje kasę biletową do lodki lokalnej, ale to kolejny scam do turystycznego przedrożałego speedboata. Dopiero na szarym końcu, właściwie obok portu, jest mikro budka, oczywiście nieoznaczona, gdzie pani w burce sprzedaje bilety. Na pytanie kiedy odpływa łódka, pani odpowiada, że jak zbierze się 35 pasażerów. Proste!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz