niedziela, 8 stycznia 2017

Nowe jest, to się psuje!

Po kolejnej bezowocnej sesji z naszą agencją, w końcu mój mąż wziął sprawy w swoje ręce - doszedł do końca internetu szukając mieszkania dla nas i znalazł 2 potencjalnie dobre. Jedno w starej kamienicy przy Huaihai Lu (taka Marszałkowska...) 200 m od parku, drugie na parterze z ogrodem w głębi French Concession (takiej Saskiej Kępy).

Jeszcze przed ich oglądaniem ja już byłam zdecydowana na to drugie - oczami wyobraźni widziałam naszą córę bawiącą się w ogródku podczas gdy ja obieram pomarańcze i raczę się wiosennym słonkiem. Na miejscu okazało się jednak, że w tym uroczym ogródku jest sporo komarów, a było to już chłodne październikowe popołudnie... Lampka się zapaliła. Już nawet byłam gotowa przełknąć koszmarnie nieustawny rozkład tego mieszkania i fakt, że sypialnia była ulokowana nad kuchnią komunalną. Tak, takie rzeczy tylko w Szanghaju... Coś czuję, że o 6 rano budziłby nas zapach smażonego ryżu;) Komary jednak wydały mi się gorszym złem, co potwierdził mój kolega z pracy mieszkający na obrzeżach miasta w domu z ogródkiem mówiąc rezolutnie "You know, during summer you just enjoy the garden from the inside";)

Pierwsze mieszkanie w ogóle mnie nie zachwyciło. Może dlatego, że jeszcze tam mieszkali poprzedni najemcy. Mam jakąś niewytłumaczalną awersję do oglądania mieszkań zamieszkanych przez kogoś innego, a ci państwo musieli mieć światłowstręt, bo pozasłaniali wszystkie okna grubymi roletami, co już totalnie przekreśliło to mieszkanie w moich oczach. Mój mąż na szczęście potrafił się do tego zdystansować i zadecydował, że tu się wprowadzamy obiecując mi częste foto-terapie na Filipinach. Niech mu będzie!

I tak pod koniec października odebraliśmy klucze. Mieszkanie puste i z podniesionymi roletami wyglądało już faktycznie bardzo dobrze! Gdyby nie mój wspaniały mąż nadal bym pewnie siedziałą w klitce na Pudongu ogrzewając chałupę palnikiem kuchennym;) A tu grzejniki i podwójne okna, szał!

Następnego dnia, cali zadowoleni, przyjeżdżamy z walizkami, wchodzimy, a tu w sypialni kawałek sufitu leży na podłodze. Nice... Czyli jednak są wady mieszkania na najwyższym piętrze!
Przez cały październik padało i dach naszej leciwej kamienicy zaczął przemakać.I to nie tylko w jednym pokoju. Pojawiły się też purchle na suficie w salonie (a po tygodniu jeszcze się skumaliśmy, że karton-gips na suficie w łazience jest cały nasiąknięty wodą)

O godz. 10 tego dnia była umówiona ekipa, która miała przywieźć nasze meble - wysezonowane przez 4 miesiące w porcie (pakowanie w Seulu miało miejsce na początku lipca przyp. red.) Ciężko było jednak cokolwiek rozkładać, skoro kroił się solidny remont mieszkania, który jak się okazało, trwał cały listopad... No nie chce nas ten Szanghaj, no!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz