Zabralam dzis na lunch naszego freshmana- graduate'a. Mimo ze pracuje tylko 100 dni (tak, Koreanczycy licza takie rzeczy) to jako jedyny z teamu jest w stanie "biec w moim tempie" jesli chodzi o merytoryczne dyskusje. Super inteligentny gosciu. Skonczyl najlepszy uniwersytet w Korei, zrobil dyplom z biologii, chemii, statystyki i ekonomii a w trakcie studiow prowadzil charytatywnie lekcje dla sierot. Jeszcze do tego dobrze wyglada. No chlopak idealny do przedstawienia mamie przy niedzielnym obiedzie.
Samsung wyhaczyl go na ostatnim roku studiow i zaproponowal mu pensje niewiele nizsza od mojej (wtf?!) ale ten odrzucil te oferte zeby przyjsc do nas na jakies zenujace zarobki, bo mu sie spodobalo ze jestesmy tacy swiatowi i nie ma koreanskiej hierarchii w firmie. Ten wybor akurat troche zaprzecza jego inteligencji :P Ale coz, mlody chlopak, to jeszcze nic o korpo nie wie...
Anyways, opowiedzialam mu troche o firmie, o mozliwosciach, o moim cyrku obwoznym po Europie i po Azji itd. Najbardziej mu sie jednak oczy zaswiecily jak wspomnialam, ze mialam epizod na stanowisku managera lokalnego teamu (Koreanczycy maja chyba we krwi chorobliwe uznanie dla hierarchii) i mowi tak: "I envy your husband"
Uwaga lekko nie na miejscu. Ale ale... pasuje to do kontekstu. W Korei zenisz sie z rozsadku, nie z milosci. Po kawiarenkach mozesz sie prowadzac z kim chcesz, ale jak juz przychodzi co do czego, to obie rodziny wyjmuja notesy i zaczyna sie liczenie: kto jakie ma wyksztalcenie, a kto ile zarabia, a kto ma lepsza przyszlosc itd.
Sam graduate wyznal mi pod koniec lunchu, ze w piatek idzie na blind date i na pewno dziewczyna bedzie swietna, bo widzial jej 2 zdjecia i metryczke i pasuja do siebie. No tak, no przeciez!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz