Z takich okazji jest zazwyczaj kolacja powitalna. Już raz pisałam jak mnie witali: indywidualny toast z każdym wokół stołu "bottoms up". Tym razem dołączył do kolacji również jeden rozrywkowy pan dyrektor pochodzący z prowincji Shandong z północy Chin. A tam się pije.
I ten pan dyrektor narzucił tempo. Piliśmy na szczęście piwo, a nie chińskie home-made brandy 60%, niestety nadal po chińsku, czyli szklanki 200ml nalane do pełna - duszkiem. Rytm dyktował pan dyrektor i co chwilę narzucał: juniorzy pija zdrowie seniorów, seniorzy swoje zdrowe nawzajem, goście zagraniczni zdrowie gospodarzy, gospodarze gości, panie panów, panowie pań itd.
Generalnie lubię się napić, ale jak mi rytm dyktuje jakiś podstarzały Chińczyk, który mi jeszcze po chińsku w pijackim cugu mówi, ze jestem najpiękniejsza w firmie, to zabawa jest dość średnia. No ale niestety takie realia w Azji...
Pod koniec już wymiękłam - zwyczajnie brzuch chciał mi pęknąć od tych bąbelków, nadal w sumie trzeźwa się czułam, a połowa przy stole już czerwona. Skorzystalam z okazji, ze moj szef sie zawijal wczesniej z kolacji, bo mial samolot, i tez sie wymiksowalam.
Dnia nastepnego stawilam sie w pracy elegancko o 9 rano, a tu biuro puste....
Jedyna osoba, ktora sie wkrotce pojawila to kolezanka, ktora karmi i nie pila wczoraj. Dwie kolejne osoby pojawily sie w porze lunchowej, a pozostali w ogole nie przyszli do pracy. Tak sie w Chinach wita nowego managera!
Swietne jak zawsze ale czy naprawde czujesz sie zobowiazana zeby informowac nas dlaczego chodzisz do toalety.
OdpowiedzUsuńHahaha, racja:) post zmodyfikowany i uzupelniony o konsekwencje dnia nastepnego
Usuń