Bilety bukowaliśmy dobry miesiąc wcześniej a i tak było ciężko z miejscami i został tylko dość odległy balkon. Ale jak się okazało na miejscu, nie ma co siedzieć za blisko areny, bo można dostać zawodnikiem sumo^^
Po wejściu na halę nie mogłam powstrzymać śmiechu. Poziom abstrakcji tego wydarzenia mnie kompletnie znokautował i nie mogłam się opanować. Tylko dzięki zimnej krwi mojego męża mamy jakieś nieporuszone fotki, bo ja tam non-stop rechotałam...
Parę smaczków, których nie zobaczy się w telewizji:
- Każdą serię walk rozpoczyna altowy pisk chudziuteńkiego pana w pstrokatym kimonie z wachlarzykiem oraz prezentacja zadków wszystkich zawodników z danej serii
- Są "biali" zawodnicy! Mają oczywiście japońskie przydomki, więc na liście zawodników ciężko ich namierzyć, ale ich białych pup nie da się pomylić!
- Publiczność zna zawodników i żwawo kibicuje. O dziwo, nie ma atmosfery ciszy podczas zawodów. Ba, dużo osób łazi w tę i nazad, a to po frytki, a to po colę. Teoretycznie nie można wnosić własnego jedzenia, ale jest mnóstwo barów na korytarzach z fast-foodami wszelkiej maści.
- Z reguły sława zawodnika idzie w parze z jego tuszą
Samą walkę jeden-na-jeden poprzedzają różne rytuały. Zawodnicy wchodząc na ring sypią talkiem na około, po czym rozkraczają się na przeciwko siebie i robią groźną minę. Potem wstają i idą do "rogu" tego okrągłego ringu, żeby napić się wody i dobrać talku. Wracają na stanowiska, rozkraczają się, znowu wstają i tak dobre 3-5 minut. Sędzia w kolorowym kimonie też się rozkracza, a co będzie sobie żałował;)
Z tego co zdążyliśmy się zorientować, przepychanki mogą się zacząć dopiero jak obaj zawodnicy położą obie swoje pięści na ringu stojąc w rozkroku. W ułamek sekundy po tym zaczynają konkretnie napierać na siebie. Doczytaliśmy, ze wszystkie chwyty dozwolone, łącznie z przyduszaniem i oklepywaniem po twarzy. Czasem wygląda to trochę babsko, czasem wygląda to mocno brutalnie. Styl jednak nie jest ważny - przegrywa ten, kto jako pierwszy dotknie ziemi poza wyznaczonym ringiem jakąkolwiek częścią ciała.
Zdarzyły się walki (niestety akurat z nich nie mamy fotek), gdzie mocno szczuplejszy zawodnik wygrywał - wystarczyło, że szybko czmychnął temu grubszemu z drogi, ale to raczej były wyjątki potwierdzające regułę, że im grubszy zawodnik sumo, tym lepszy.
W ogóle zawodnicy sumo są jak celebryci; pod areną ustawiały się kolejki fanów. Podobno każda młoda Japonka tylko marzy o poślubieniu zawodnika sumo.
Może i ciężko dla takiego gotować, ale przynajmniej nie wypomni Ci nigdy, że masz cellulitis... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz