czwartek, 29 grudnia 2016

Chińskie święto zakupów

/Nadrabianie zaległości na blogu - kontynuacja/

Na początku października było tygodniowe święto narodowe w Chinach - coś w stylu święto państwa, ale większość Chińczyków na okolo nas do końca nie wiedziała co sie wtedy swietuje. Kazdy za to planowal wyjazd za granice na zakupy. Myślę, ze na ten tydzien Paryz, Tokio i Seul zamienily sie w niemale China Town.

W normalnych okolicznosciach mielibysmy juz te wakacje dawno przyplanowane, ale do samego konca nie wiedzielismy, na ktory kontynent ta moja firma mnie rzuci. Na tydzien przed wyklarowalo sie, ze firma mnie docelowo zostawia w Szanghaju, wiec na szybko trzeba bylo kombinowac wycieczke, w dodatku taka, zeby lot byl krotki, plaza latwo osiagalna, malo Chinczykow + sensowne warunki sanitarno-medyczne na wypadek emergency.

Kyushu odpadlo w przebiegach, bo lot 1h45min do Fukuoki zaczynal sie od 1000$ w klasie ekonomicznej. Dlugo rozwazalismy Tajwan, ale tam najlepiej jechac na kilkudniowy rajd rowerowy po gorach, co w 6. miesiącu ciąży też odpada. Wypozyczenie z kolei samochodu wymagaloby zdalnego zalatwienia miedzynarodowego prawa jazdy z Polski w 3 dni... W dodatku zblizajacy sie tajfun niepokojaco kierowal sie centralnie na Tajwan, wiec zaczelismy kombinowac dalej.

No dobra, skoro kazdy Chinczyk jedzie wtedy za granice na zakupy, to moze paradoksalnie bedzie ich najmniej w Chinach?:)

Szybki rzut oka na mape, gdzie da sie w miare szybko dotrzec na plaze i mamy to! Hainan! Lot w raczej sensownej cenie wrozyl, ze bedzie malo Chinczykow. Jeszcze nasz nauczyciel chinskiego upewnil nas w tym przekonaniu mowiac, ze na Hainan Chinczycy lataja w zime, zeby wygrzac kosci, wiec teraz powinno byc OK. Lecimy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz