(nieee, teściowa się sprowadziła na tydzień) Ale wracam do gry!
Spotkaliśmy się w sobotnie popołudnie z naszą ulubioną mieszaną parą - on prosty Amerykanin, ona Koreanka kosmitka. Echo jest jeszcze bardzo młodziutka i infantylna, więc o konflikcie północno-południowym nie pogadasz, ale za to selfie grupowe zrobi jak profesor.
Byla doskonalym przewodnikiem naszej geriatrycznej wycieczki po studenckiej dzielnicy Hongdae. Najpierw zaprowadzila nas do muzeum "trick-eye", gdzie glownie chodzilo o robienie sobie zabawnych zdjec z lekko zdeformowanymi dzielami sztuki:
Jest to góra wiórków zmrożonego mleka posypana sproszkowana fasolą lub kakao. Oczywiscie, jak zawsze w Korei, deser na środek stołu i 4 łyżki do rąk:/
Jak juz wyjadlam swoja prywatna część deseru bez przekraczania linii łączącej z zarazkami innych to zajelam sie ogladaniem młodzieży wokół nas.
Okazuje sie, ze grzywki i trwałe sa juz dawno passe - teraz hitem teen fashion jest publiczne noszenie wałków na głowie:)
True story.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz