Podczas gdy Ty czytasz tego posta, ktoś właśnie gdzieś w Japonii zakopuje kogoś w piachu. Żywego. Za jakieś 40zł.
Przy czym jedna sprawa, to wyobrazić sobie jak ktoś kogoś zakopuje, a druga sprawa to być tym kimś kogo się zakopuje. Ja rechotałam ze śmiechu! Już piszę o co chodzi...
No więc w Ibusuki, na samym południu wyspy Kyushu, są nie tylko gorące wody, ale również gorące piaski. I Japończycy wpadli na pomysł, żeby się wygrzewać w tych piachach. Podobno 10 minut wystarczy, żeby w pełni oczyścić krew. Z czego? Nikt nie wie, ale zabawa jest przednia! Kładzie się delikwent ubrany w yukatę na piachu i go stara Japonka okłada szuflą. Piach jest naprawdę ciepły i ciężki. Da się oddychać, ale z trudem podnosi się klatkę piersiową przysypaną piachem. Pierwsza minuta upłynała mi na spazmatycznym śmiechu z absurdu tej całej sytuacji, potem trochę freakowałam, bo czułam jak krew pulsuje mi przez całe ciało (wyobraźcie sobie jak Wam mierzą ciśnienie na ramieniu, tylko tak na całym ciele), ale myśl, że obok mnie leżą stuletnie japońskie dziadki i żyją, unosiła mnie na duchu. Pod koniec 10-minutowej sesji zaczęło mi się robić gorąco, więc się wykopałam – o dziwo, bardzo łatwo mi to przyszło i nie musiałam wołać pani z szufelką. Po całej sesji czułam się naprawdę rewelacyjnie!
Relaks – Japończycy robią to dobrze...
Jakby tych przyjemności było mało – na dachu naszego ryokanu byl piękny „klasyczny” onsen z takimi widokami:
Architekt przemyślał też, żeby wypuścić trochę gorącej onsenowej wody na piętra pośrednie, centralnie w stół naszej prywatnej salki jadalnej. Żeby było jak gotować jajka na śniadanie:
Trochę dziwi nas, że Japończycy nie używają tej geotermii do grzania w zimę, tylko grzeją klimą. Ale jak już ustaliliśmy, Japończycy do końca racjonalni nie są...
Do wyspy da się dojść tylko w niektóre dni w miesiącu (w zależności od fazy księżyca i pływów) i to też w ściśle określonych porach. Akurat podczas naszego pobytu było okno 3-godzinne, więc my się pojawiliśmy na miejscu jakoś w połowie, bez stresu, podczas gdy wszyscy Japończycy już wracali stamtąd...
W ogóle byliśmy tam naprawdę jedynymi zagranicznymi turystami. A szkoda, bo okolica naprawdę przepiękna (plus experience z piaskowym onsenem jedyny w swoim rodzaju). Wrzucam jeszcze, o, taką fotkę, "z drogi":
Uprzedzając pytania: to nie jest lustrzane odbicie;)
A to nie jest zdjęcie z Google, tylko z mojego telefonu. No filter, no photoshop. Nic tylko drukować, adresować i wysyłać jako pocztówkę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz