niedziela, 3 lipca 2016

Koreańskie pożegnania


Ostatnio mało było postów na blogu, bo trochę turbulencji się działo w naszym życiu.
 
No wiec nie będzie wakacji w Japonii. Będą za to prawie miesięczne wakacje w Polsce, Austrii i Włoszech. Stwierdziliśmy, że potrzebujemy trochę odpocząć od Azji przed przeprowadzką do Chin na kolejne 3 lata. Tak, 10 lipca opuszczamy Koreę definitywnie. Bez żalu:P

Z końcem czerwca mąż rzucił swoją koreańską pracę. Ja niby pracę będę miała taką samą, w sumie nawet z tymi samymi ludźmi, tyle że będę mieszkać w innym kraju, ale i tak mam serię ckliwych pożegnalnych lunchy i kawek (z kolacji się zgrabnie wymiksowuję tłumacząc, ze muszę się pakować... od miesiąca;)) 

Koreańczycy są bardzo chłodni w obyciu, ale gdy zbliża się definitywny termin wyprowadzki, to coś w nich wstępuje i nagle reaktywują uśpione relacje lub w ogóle zaczynają je tworzyć na ostatnią chwilę. Już 3 osoby zaprosiły mnie na kawę/lunch, choć znamy się tylko z widzenia w drodze do biurowej toalety. Team, z którym ostatnio miałam mniej interakcji nagle zaczął mi zadawać mnóstwo pytań i ustawiać spotkania.

Pewnie w ugrzecznionej, koreańskiej kulturze „wypada” ładnie się pożegnać i u wielu to ubolewanie, ze się wyprowadzam, jest dość fasadowe, ale wciąż jest parę osób, które ewidentnie głęboko to przeżywają, choć nasze relacje oceniłabym raczej na „w trakcie pracy na kawę pójdę, ale na piwo po pracy już nie”.

 Na ten przykład jeden młody Koreańczyk, bardzo utalentowany, ale skromny i małomówny (i w zasadzie nigdy do końca nie wiedziałam czy mnie lubi, czy nie) powiedział mi otwarcie, że bardzo dużo się ode mnie nauczył i wie, że musi być lojalny wobec firmy i posiedzieć w niej jeszcze parę lat, ale chętnie by się sam zawinął, bo po moim odejściu już nie będzie miał kompana do ciekawych dyskusji. I to powiedział mniej więcej tymi słowami, bez koreańskiego mydła. Wow. 

Inna Koreanka powiedziała, że jak jej mama usłyszała, że odchodzę, to bardzo się zmartwiła i kazała mnie zaprosić na kolację do domu (oddalonego 2h drogi od biura – już jadę!)

U męża w pracy w sumie podobnie, jeśli nie bardziej. Dostał na ten przykład ramkę ze wspólnym zdjęciem z kolegą, z którym za często nie rozmawiał, ciasteczka od praktykantki, która mu wklepywała dane przez tydzień do komputera oraz całkiem grubą kopertę od szefa na pożegnanie.
Można wyjeżdżać:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz